#PolkinaIslandii / Eskifjörður

Kolejny odcinek z mojego projektu #polkinaislandii i kolejna wyjątkowa kobieta na Islandii. Zapraszam Was do Emilii, która przedstawi Wam swój kawałek życia na Fiordach Wschodnich Islandii.

Emilia, 31 lat. Z mężem oraz dwoma kotami mieszka na Islandii od 6 lat. Od samego początku na wschodzie wyspy. Od Reykjavíku dzieli ich 690 km, a od Akureyri 300 km.

Nasza gmina Fjarðabyggð, składająca się z kilku miejscowości liczy około 5 tysięcy mieszkańców. W samym Eskifjörður jest ich niewiele ponad tysiąc. W każdej miejscowości w gminie mamy siłownię, basen, halę sportową, pub lub restaurację. Na każdej stacji benzynowej jest fastfood.

W Egilsstaðir oddalonym od nas około 50 km mamy lotnisko czyli takie okno na świat (w godzinę możemy przetransportować się samolotem śmigłowym do stolicy). To większe miasteczko, gdzie jest kilka restauracji, hoteli i kilka większych sklepów.

Dlaczego akurat wschód Islandii a nie rejon stołeczny? Przez przypadek. Nie planowaliśmy wyjazdu za granicę. Mój mąż dostał propozycję pracy i na spontanie podjęliśmy taką decyzję, 4 miesiące później dołączyłam do męża i od tego czasu wspólnie kontynuujemy islandzką przygodę. Dzisiaj tak jak wspomniałam nie wyobrażamy sobie życia w innym miejscu i mimo że jest to pewnego rodzaju koniec świata nie chciałabym tego zmieniać. Widoki i atmosfera rekompensują nam braki rozrywki i cywilizacji.

Cenimy sobie spokój, przyjazną atmosferę oraz brak korków i kolejek. Nigdy nie byliśmy fanami miasta, ale teraz dzięki naszej wsi staliśmy się typowo anty-miastowi. Zdaję sobie sprawę, że takie życie nie jest dla każdego. Wiele osób dusi się w takich miejscach, i tęskni za rozrywkami. My tutaj oddychamy pełną piersią. Tak z ciekawostek, w ogóle nie odczuliśmy tematu koronawirusa i izolacji społecznej. Tutaj jest tak mało mieszkańców, że nie musieliśmy się izolować.

Nasza gmina Fjarðabyggð, składająca się z kilku miejscowości liczy około 5 tysięcy mieszkańców. W samym Eskifjörður jest ich niewiele ponad tysiąc. W każdej miejscowości w gminie mamy siłownię, basen, halę sportową, pub lub restaurację. Na każdej stacji benzynowej jest fastfood. W Egilsstaðir oddalonym od nas około 50 km mamy lotnisko czyli takie okno na świat (w godzinę możemy przetransportować się samolotem śmigłowym do stolicy). To większe miasteczko, gdzie jest kilka restauracji, hoteli i kilka większych sklepów.

Mimo, że najbliższe kino jest 300 km (w Akureyri) i nie mamy możliwości wyjścia na najnowszy film, dość często organizowane są u nas koncerty, festyny i inne eventy szczególnie w sezonie letnim. Ja nie odczuwam braku takich miejskich rozrywek. Lubię nasz grajdołek, w którym jesteśmy we dwoje. Mamy tutaj swoich przyjaciół z którymi zawsze możemy się spotkać i spędzić miło czas. To nam w zupełności wystarcza.

Mój mąż odkąd jesteśmy na Islandii, pracuje w hucie aluminium w Reyðarfjörður. Początkowo w firmie kontraktorskiej wykonującej prace dla huty. Dzisiaj jest bezpośrednio zatrudniony przez firmę Alcoa. Moja droga kariery była nieco trudniejsza. Tutaj na wschodzie wyspy jest o wiele mniej pracy dla kobiet. Ja od początku założyłam że chcę nauczyć się języka islandzkiego by mieć szansę na lepszą pracę. Przez pierwszy rok intensywnie uczyłam się pisać, mówić i czytać po islandzku. Po roku udało się znaleźć pracę na kuchni w hucie.

Nie był to szczyt marzeń, ale miałam ogromne szanse na rozwój umiejętności językowych ponieważ pracowałam z samymi Islandczykami (czego nie gwarantowała praca w firmie sprzątającej bo większość pracowników to nasi rodacy)

Jako ciekawostkę powiem, że pierwsze miesiące mojej pracy wiązało się z obsługą cateringową ekipy i aktorów serialu „Fortitude”. Poznałam dzięki temu osobiście Davida Quaida oraz aktorkę Michelle Fairley – cudowni ludzie.

Dzisiaj po 6 latach bycia na Islandii pracuję w szpitalu w Neskaupstaður, do którego codziennie dojeżdżam około 20 km. Pracuję na kuchni i właśnie rozpoczynam przygodę jako zastępca szefa kuchni i szefa działu. To świadczy o tym, że jednak warto uczyć się języka. Dla niektórych jest bezsensowny pomysł skoro mówi w nim jedynie 300 tys osób na świecie. Ja jednak mam inny pogląd – skoro tu mieszkam i mam zamiar zrobić islandzkie obywatelstwo mam obowiązek dogadać się w tutejszym języku (mój mąż też komunikuje się po islandzku bez problemu).

W temacie szkół i przedszkoli, nie jestem w stanie wiele powiedzieć. Od 8 lat staramy się o dziecko, więc osobiście nie miałam do czynienia ze strefą edukacyjną. Zrobiłam jednak rozeznanie wśród znajomych. Przedszkole u nas w gminie kosztuje około 40,000 ISK za jedno dziecko. Jeśli posyłamy dwoje dzieci na drugie jest 50 % zniżki, nie ma też raczej problemu z dostępnością przedszkoli czy żłobka. Dzieci są przyjmowane do żłobka od 12 miesiąca życia. Szkoły są bezpłatne, dopłacamy jedynie za posiłki. Dodatkowo gmina i związki zawodowe dopłacają do zajęć pozalekcyjnych więc wydaje się całkiem spoko.

W temacie opieki zdrowotnej mam do powiedzenia o wiele więcej, ponieważ sama pracuję w służbie zdrowia. W każdej miejscowości jest ośrodek zdrowia gdzie przyjmują lekarze. Z reguły nie ma zbyt długich kolejek, często możemy zamówić również poradę przez telefon. Problem jest jeśli potrzeba specjalisty. Wtedy musimy udać się do Akureyri bądź do Reykjaviku. Jeśli sprawa nie jest pilna możemy poczekać, ponieważ kilka razy w roku specjaliści odwiedzają nasz rejon i wtedy możemy uzyskać poradę na miejscu. Mimo że mamy ubezpieczenie każda wizyta jest płatna. Podobnie jest z każdym zaświadczeniem lub zwolnieniem lekarskim, za każde trzeba zapłacić dodatkowo. Nie są to duże sumy ale zawsze to coś.

Leczenie niepłodności
Tutaj mogę powiedzieć najwięcej. Staramy się o dziecko od 8 lat z czego 6 przypada na Islandię. Niestety mamy tu zupełnie inne standardy i wiedzę. U nas na wsi nie ma żadnego programu leczenia niepłodności. Nikt nie umie wykonać zwykłego usg jako ocenę cyklu i owulacji. Nie można wykonać badania hormonów tak aby wynik był w 24h. Nie ma na miejscu ginekologa. Generalnie diagnostyka leży. Gdyby nie to, jaką mam wiedzę i wykształcenie oraz to że pracuję w szpitalu nie miałabym szans na jakąkolwiek diagnostykę.

Najbliższa klinika która zajmuje się in vitro jest w Reykjavíku. Tam też w jakimś stopniu zajmują się diagnostyką, choć w moim mniemaniu to i tak kropla w morzu potrzeb.

Ze względu na miejsce zamieszkania możemy starać się o refundację kosztów podróży do stolicy. Jeśli chodzi o koszta ivf na wyspie to pierwsza procedura jest refundowana w 5% kolejna w 65%. Dodatkowo możemy się starać o refundację ze związków zawodowych do 200 tys koron ale nie więcej jak 50% procedury ivf

W każdej miejscowości w gminie jest sklep spożywczy. Tańszy lub droższy. Często opłaca się po większe zakupy pojechać do tego większego miasta gdzie są tańsze sklepy. W zimie często dostawy są opóźnione więc musimy się liczyć z tym że nie dostaniemy towaru jakiego oczekujemy. I tu pojawia się rzecz niezbędna, czyli zamrażarka. Magazynujemy jedzenie na czarną zimową noc. Zawsze planujemy zakupy kilka miesięcy do przodu, bo nikt nie wie co zima przyniesie.

 

Zimą bywa, że nie możemy otworzyć drzwi od tarasu przez 4 miesiące. Zdarza się że nie da się jechać do pracy. Bywa że nie da się odśnieżyć auta. Nikogo to nie dziwi i nie ma z tym żadnego problemu. Mimo to ja lubię ten czas. Lubię jak jest ciemno i dni kiedy mam czas tylko dla siebie. Bardziej mnie męczą białe noce. Wtedy mam wrażenie że funkcjonuję 48h na dobę. Zima mija mi szybko i intymnie. Ta zima będzie inna bo z większym utęsknieniem czekam na wiosnę.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *