Emigracja nie jest dla każdego

Emigrant to nie zawód, nie można marzyć o tym, aby nim zostać. Ale można mieć pewność, że zostać się nim nie zamierza. Ja nigdy nie myślałam, że mogłabym wyemigrować. Marzyło mi się mieszkanie na obrzeżach dużego miasta. Poznań, Wrocław były w zasięgu ręki. Jednak stało się inaczej i nie żałuję, ale emigracja nie jest dla każdego.

Gdy byłam małą dziewczynką marzyłam, aby zostać modelką, piosenkarką i policjantką. Nigdy nie poszłam w tych kierunkach. Gdy już byłam dojrzała i uświadomiona ze moje wybory zaważą na mojej przyszłości zdecydowałam, że chciałabym zostać farmaceutką. Teraz gdy o tym myślę, wiem, że nie ja podjęłam tę decyzję. Otoczenie wpajało mi przekonania, które do tej pory się we mnie odzywają: „Powinnaś wybrać zawód w którym się dobrze zarabia”, „Musisz myśleć o przyszłości” Czy kiedykolwiek wymyśliłabym sobie, że wyjadę?

Gdy okazało się, że profil który wybrałam w szkole średniej nie jest dla mnie, zdecydowałam o kolejnej ścieżce „kariery” dla siebie. Jedynym przedmiotem który sprawiał mi radość na biolchemie była matematyka (tak wiem wiem) więc stwierdziłam, że pójdę na bankowość, rachunkowość lub zarządzanie. Kolejna ścieżka którą nie podążyłam.

Jak już opisywałam nie raz na blogu, w 2005 złożyłam papiery na uczelniach w Poznaniu i Wrocławiu, ale nie dostałam się na żadne dzienne studia. Osobiście nie wyobrażałam sobie pracy w  Macu i studiowania w weekendy, tym bardziej że, większość członków mojej rodziny już była spakowana na Islandię. Zdecydowałam więc, że wyjadę z nimi na rok, zarobię i wrócę na studia na prywatną uczelnię (na którą jak się później okazało dostałam się już wtedy). Ten plan także nie wypalił, pieniądze wydały się wtedy bardziej przydatne od studiów. I tak oto Islandia stała się moim domem, a przyszłością emigracja. Nie byłam gotowa, nie byłam przygotowana do nowej roli. Nigdy o niej nie marzyłam, ani nawet nie myślałam. Zostałam emigrantką z przypadku.

Emigracja miała ode mnie jednak większe wymagania niż niejedna uczelnia:
(z przymrużeniem oka)

  • angielski na poziomie komunikatywnym
  • rozumienie języka kraju zamieszkania od dnia przylotu
  • w przypadku braku języka w gębie, co najmniej język migowy
  • umiejętność pracy pod presją
  • wykonywanie poleceń, nawet mimo braku zrozumienia polecenia
  • wykonywanie obowiązków innych za które nikt Ci nie dopłaci
  • wieczna wdzięczność za pomoc (bo co chwilę jej oczekujesz i potrzebujesz)
  • tolerowanie pracy za najniższą stawkę (bo po przeliczeniu na złotówki nadal byłeś królem życia)
  • podczas High Season w danej pracy zakaz jakiegokolwiek narzekania, chorowania, załamania i urlopowania
  • odpowiadanie z uśmiechem na HOW ARE YOU 100 razy dziennie, gdy do śmiechu wcale Ci nie było
  • praca poniżej kwalifikacji dopóki nie poznasz języka kraju zamieszkania na poziomie języka ojczystego
  • umiejętność pracy bez światła dziennego (magazyny, rybnie, zaplecza, markety)
  • podstawowe umiejętności liczenia, bo jak to mówią „Umiesz liczyć, licz na siebie”
  • etc.

A ja na wszystko się godziłam bo nikt mi nie powiedział, że nie muszę. Emigracja łamie najsłabszych, łamie tych którzy nie mają wsparcia i tych którzy mają inne, łatwiejsze wyjście bo przecież nic na siłę.

Emigracja to nie tylko nowy piękny kraj, ale też nieznany język, tradycje i ludzie. To nie tylko lepsze zarobki, ale też większe wydatki. Emigracja to tęsknota.

Marząc o wyjeździe żyjemy tylko wyobrażeniem o danym kraju i naszym życiu w nim. Czekamy na połączenie z naturą, na piękne widoki i tolerancyjnych, otwartych ludzi wierzących w elfy bo tak nam obiecywano. Zderzenie z rzeczywistością bywa brutalne. Gdzie tolerancja o której nam mówiono? Gdzie brak dyskryminacji? Gdzie równouprawnienie? Gdzie dobre wypłaty dla wykwalifikowanych pracowników?

Ja w moich pierwszych latach na Islandii przepłakałam niejeden dzień i niejedną noc. Telefony od pracodawcy odbierałam ze łzami w oczach. Z żywicą na rękach, zapłakana i zmęczona szłam do pracy na kolejne godziny bo nie potrafiłam o siebie zawalczyć, odmówić. Nie potrafiłam powiedzieć, że należy mi się więcej, że należy mi się szacunek.

Dziś jestem tu szczęśliwa i usatysfakcjonowana wykonywaną pracą, ale minęło sporo czasu zanim otworzyłam się na ten kraj. Patrząc z perspektywy czasu widzę, że on był zawsze dla mnie przyjazny, ale ludzie bywają różni, a system czasami zawodzi.

Warto się otworzyć na nowe doświadczenia i spróbować czegoś nowego. Trzeba o siebie walczyć, ale warto też mieć zdrowe nastawienie i nie oczekiwać gwiazdki z nieba. Nic w życiu nie ma za darmo.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *