Podróżuje po Islandii już 15 lat. Na przestrzeni tych lat, Islandia bardzo się zmieniła i sama nie wiem czy to zmiana na lepsze. Rozwijająca się turystyka mocno wpłynęła na rozbudowę dróg, ale też chodników, kładek, barierek i zaplecza sanitarnego wokół atrakcji turystycznych. Islandia zaczęła wykorzystywać swój potencjał i na nim zarabiać, ale tym samym tracić swój dziki charakter.
Dla mnie zmiany są dostrzegalne gołym okiem, nie wyobrażam sobie nawet co dostrzegają osoby które przyjechały tu 30 lat temu czy po prostu tubylcy.
Ja pamiętam jak z Þingvellir na Geysir jechało się kręta, górską, szutrową drogą.
Pamiętam jak do wraku Dakoty można było podjechać autem.
Pamiętam jak droga do Dettifoss była tylko dla dużych aut terenowych i nie było parkingów.
Pamiętam jak droga nr 1 dookoła wyspy na wielu odcinkach nie miała asfaltu, a na Fiordach Zachodnich nie było go prawie wcale.
Pamiętam jak na Þingvellir nie było sklepu i centrum turystycznego dla odwiedzających.
Pamiętam jak na Goðafoss nie było ścieżek, a do wodospadu szło się po kamieniach i trawie.
Pamiętam jak jedyną atrakcją Húsavíku było muzeum penisów.
Pamiętam jak nie było Harpy, a na jej miejscu była malutka stacja Esso.
Dziś turystyka jest ważną gałęzią gospodarki więc Islandia inwestuje w jej rozwój. Zastanawiam się jednak jak będzie wyglądała Islandia za 50 lat jak wszystko będzie sie rozwijać w takim tempie jak do tej pory? Czy to tylko pozytywny rozwój?