Coraz częściej w telewizji słyszy się o kampaniach na temat przemocy w rodzinie, stosowania kar cielesnych na dzieciach i klapsów.
Blogerzy również rozpisują się na temat przemocy i klapsów.
W Polsce rusza kolejna kampania z edycji „Kocham, nie biję” o której w zeszłym tygodniu była mowa również w programie DDTVN.
Program DDTVN rozpoczął się od odczytania sondy, która została przeprowadzona tego dnia na telewidzach. 34% głosujących uznało, że klaps to już bicie, zaś 66% ankietowanych odpowiedziało, że klaps to nie jest bicie. Wyniki są dość niepokojące.
Jednym z gości w studiu była Pani Magdalena Różczka, która jest ambasadorką kampani i razem z innymi gośćmi opowiadała o kampani. Powiedziała, że kampania nie jest skierowana do osób, „którym się zdarza” dać klapsa, bo kampania odnosi się do osób, które biją dzieci metodycznie. Podkreśliła również, że nikt z nas nie jest omnibusem i wszyscy jesteśmy TYLKO LUDŹMI i każdemu się zdarza chwila słabości (czyt. która może się skończyć klapsem) i że rozumie takie zachowanie.
RODZIC nie może być tylko człowiekiem, który w chwili słabości, ma prawo uderzyć własne dziecko bo sam nie potrafi poradzić sobie ze swoimi emocjami. RODZIC musi być nadczłowiekiem, który w momentach słabości, szuka w sobie ostatniej kropli cierpliwości dla swojego dziecka i nie podnosi na niego ręki. RODZIC musi mieć ogromne pokłady cierpliwości, których dziecko nie może wyczerpać.
Zastanówmy się w jakim momencie człowiek najczęściej uderza czy też daje klapsa dziecku. Są to sytuacje gdy dziecko nie słucha, a my tracimy powoli cierpliwość, gdy powtarzamy coś po raz 5, po raz 15, po raz setny, a dziecko nadal nie rozumie i… tracimy cierpliwość. W każdej tej sytuacji to rodzic nie radzi sobie z emocjami, to rodzic nie ma już cierpliwości powtarzać czegoś po raz tysięczny i ma nadzieję, że klaps rozwiąże sprawę i „pomoże dziecku zrozumieć”.
Niestety jesteśmy tylko ludźmi i zdarzają nam się dni gorsze, gdy dziecko jest wyjątkowo marudne, a my zmęczeni. Nasza cierpliwość się kończy. Zdarzają się sytuacje, że dziecko nie reaguje na nasze prośby, że już mamy ochotę podnieść na niego rękę… Jednak nie mamy prawa uderzyć dziecka!
Naszym zadaniem jest uświadomienie sobie w tym momencie, że klaps nic nie da. Dziecko nie będzie nagle posłuszne i nie wykona grzecznie powtarzanego w kółko polecenia tylko dlatego, że dostało klapsa. Dziecko wystraszy się własnego rodzica. Jeżeli nawet wykona to polecenie to nie z miłością i zrozumieniem, ale ze strachu, że rodzic uderzy mocniej, że zrobi to przy każdej następnej podobnej sytuacji. Dziecko straci wiarę i bezwarunkowe zaufanie do rodzica, a tego chyba nie chcemy.
Mimo przewrotności tytułu tego posta z całą stanowczością podkreślam KLAPS TO TEŻ BICIE!
Rozumiem, że kampania „Kocham, nie biję” jest skierowana do ludzi, którzy wierzą, że klapsy i bicie to skuteczna metoda wychowawcza, ale oni też zaczynali od klapsa… który potem stał się metodą bo nic innego już nie działało.
Wśród rodziny i znajomych sama spotkałam się z opinią, że klaps to nie jest bicie, a klaps wychowawczy jest wręcz wskazany. Pojawiło się też zdanie, że klaps jeszcze nikomu nie zaszkodził. Nie wiem skąd ludzie czerpią wiedzę na ten temat, jednak ja nie znalazłam w internecie żadnego artykułu, który by potwierdzał te rewelacje.
Klaps to też bicie i może wyrządzić ogromną krzywdę i to nie tylko cielesną. Uderzenie może zaszkodzić także relacjom rodzica z dzieckiem w późniejszym okresie. Później rodzice dziwią się, że dzieci nie przyjeżdzają na święta, że wyjeżdzają za pracą do innego miasta, kraju i nie odwiedzają rodziców, czy też że nie mają szacunku do rodziców i sami źle wychowują własne dzieci. Wszystko to jest ze sobą powiązane.
Nadal uważasz, że klaps to nie jest bicie? A jak Ty byś się czuł gdyby Twoje już dorosłe dziecko, w Twojej chorobie nie szanowało Cię i biło Cię po twarzy za to, że nie słuchasz jak się do Ciebie mówi?
Dlatego pamiętajmy, że KLAPS TO TEŻ BICIE!!!