Z dzieckiem w restauracji

Sobota po świętach.
Wczesne popołudnie.
Restauracja w Harpie.
My siedzimy, pijemy kawkę (Vincent wodę) jemy ciasto z jagodami i bezą (Vincent owoce).

Dookoła kilka osób również leniwie przesiadających przy posiłku i kawie. Spotkania biznesowe, lunch z rodziną czy kawa z przyjaciółką. Wszystkich połączyło na to popołudnie jedno miejsce… Wśród gości również małżeństwo z czteroletnim synem od którego mój Vincent nie mógł wzroku oderwać i próbował bez skutku zagadywać, ku uciesze rodziców młodzieńca.

Piliśmy kawkę, jedliśmy ciasto i nagle… młody się spina…. Nie chciałam przerywać dziecku “pracy” jednak jak już powrócił do pukania łyżeczką w stół wiedziałam, że już po wszystkim. Przepraszającym wzrokiem, że dziecko załatwiło śmierdzącą sprawę przy stoliku, uciekłam do łazienki, żeby zbyt dużo ludzi nie zdążyło się zorientować co się właściwie stało. Smrodek jednak zdążył się już rozejść. Przewijak w łazience oczywiście był więc szybko załatwiliśmy sprawę i wróciliśmy na salę. Ludzie uśmiechali się do nas znacząco, ale i bardzo przyjaźnie 😀

Nikt nie zwrócił nam uwagi, nikt nie skomentował, ani nawet nie zrobił kwaśnej miny. Nie miałam nawet przez chwilę pomysłu, aby przebrać małego przy stole, gdyż znam już to miejsce i wiem, że przewijaki mają. Jakby jednak tak nie było to mimo wszystko zaryzykowałabym raczej szybkim powrotem do domu, aniżeli przebieraniem przy stole.

Vinnie podczas lunchu w Harpie

A moja historia została opisana oczywiście ze względu na ostatnią burzę wśród blogerów, która wybuchła bo pojawieniu się artykułu na gazecie wyborczej.

Moje ulubione blogerki, które również odniosły się do tematu, Matka jest tylko jedna i Paulina z domowa.tv